Zielone płuco wybetonowanego ze wszech miar Widzewa odkryłam dopiero w ubiegłym roku, dzięki Tatusiowi osobliwego, młodego „Pędziwiatra”. Tatuś ów robi najlepszą na świecie hybrydę na „pazy” ale przede wszystkim każde plenum w Jego salonie to terapia koktajlem humoru. Od czasu do czasu duża porcja rubaszności, absurdu, niewybrednych żartów rozmasowywuje mi zaciśnięte myśli a mięśnie brzucha czuję długo po „pazo – seansie”.
W ubiegłym roku szukałam ciekawych miejsc do truchtania. Swoją przygodę z regularnym bieganiem (oczywiście wyłącznie dla siebie, żadne igrzyska, maratony mnie nie interesują) rozpoczęłam w czasie pandemii. Przebierając nogami nieco szybciej niż zwykle, poznawałam zakątki warszawskiej Woli.
Później eksplorowałam janowski lasek, dopóki nie zaatakował mnie spuszczony ze smyczy piesek, i na dwa dni przed prowadzeniem koncertu w Teatrze Muzycznym stłukłam bardzo dotkliwie obydwa kolana. W międzyczasie polubiłam się bardzo z aplikacją FitAnka, która w fachowy sposób przeprowadziła mnie przez żmudne początki, kiedy to dziesięć minut biegu bez przerwy było dla mnie wyzwaniem. Kołowałam się wzdłuż janowskich szklarni, i wtedy mój „Paznokci Mistrz” powiedział mi o wiączyńskim lesie. Również na FB , znajoma osoba zamieszczała przepiękne zdjęcia ze swoich leśnych przebieżek biegowych a inna operowo – biegowa koleżanka oddziaływała motywująco zdając liczne relacje ze swoich treningów, maratonów i biegowych osiągnięć.
To był mój pierwszy raz…i las całkowicie mnie zauroczył. Najbardziej lubię gdy cały jest dla mnie. Wszelkie niepożądane akordy tristanowskie mojego majorowego zazwyczaj usposobienia, staram się wybiegać właśnie tam. Ten zaczarowany las , położony w północnej części Wyżyny Łódzkiej na obszarze Wzgórz Brzezińskich jest od 1958 roku rezerwatem. Jego perełkami są ponad 300 letnie buki.
Szerokie dukty leśne zachęcają do spacerów, biegów, jazdy na rowerze. Niemniej nigdy nie spotkałam się w tym lesie z dużą ilością ludzi i to wrażenie, że człowiek w sposób subtelny korzysta z piękna natury jeszcze bardziej mnie do niego przyciąga.
Często widuję sarny i jelenie, które utrzymują daleki dystans, podczas jednego z treningów, przy poszarzałej pogodzie przed nosem przebiegło mi kilka lisów…zrobiło się złowróżbnie i przyznaję, zawróciłam ze szlaku.
Biegałam nawet podczas polowania, bo bezmyślnie zignorowałam tabliczkę z ogłoszeniem, wydawało mi się, że zawsze tam wisi…jednak nie…ale nikt mnie nie ustrzelił. Miałam też przeżycie niczym z horroru, kiedy starszy pan w kapturze mnicha zapukał mi w szybę samochodu, z pytaniem czy „mam worek pieniędzy żeby tu stać bo to jest droga prywatna”. Tak mnie zestresował, że totalnie pokręciłam kierunki, wylądowałam od innej strony lasu, wyszłam z niego i błądziłam po Eufeminowach, Jordanowach przez kilka godzin, modląc się by pan w kapturze nie porwał mi auta.
Zabieram do wiączyńskiego lasu na spacery Mamę, przyjaciół . Ostatnio po wielu latach spotkałam się z licealną znajomą, która dzieliła ze mną trudy przygotowań maturalnych i zabrałam ją do lasu na nordic pump walking, była zachwycona i prosi o jeszcze. No właśnie…czy będzie jeszcze jakieś JESZCZE…
Las wiączyński ma zniknąć, przestać oddychać (tego do końca nie wiem) albo skończyć niczym „czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż” . Centralny Port Komunikacyjny „Solidarność” (solidarność? Chyba jednak nie z przyrodą) - dzięki niemu „śmigniemy” szybciej z jednego na drugi koniec Polski. Dla naszego zabetonowanego, widzewskiego organizmu będzie to wyrwanie ostatniego zielonego płuca… liczni deweloperzy metodycznie i bardzo skutecznie odzieleniają nas po ostatnie źdźbło trawy… brzmią mi dziś w głowie słowa Pędziwiatrowego utworu „Mądry liść” ( tekst Wojciech Fiwek, muzyka Zbigniew Piasecki)
„…jeśli kochasz wszelkie życie
i dobroci tyle masz.
Czy uronisz łzę choć skrycie,
gdy umiera z wolna las.
Uczmy się od dziś
jak mądry jest liść
jak mądre są pszczoły i zioła.
I ćwiczmy nasz słuch,
by poznać bez słów,
gdy pąk o ratunek woła(…)”