foto: Piotr Drzewiecki
Zima sypnęła występami tak obficie, jak śniegiem w Łodzi 3 lutego. Zasypane śniegiem miasto stanęło. Oczywiście w zimowym momencie kulminacyjnym musiałam przemieścić się sprawnie na drugi koniec miasta, a podróż była testem na cierpliwość. Wysyp Pędziwystępów stanowi antytezę słynnego cytatu inżyniera Mamonia– „nuda, nic się nie dzieje…” bo …wówczas to dopiero się dzieje.
Jak mantrę powtarzam złote słowa „nie nerwowo, nie nerwowo” i czuję się niczym chomik w kołowrotku.
foto: Piotr Drzewiecki
Zimowy maraton rozpoczęliśmy od koncertu charytatywnego dla dzieci w Atlas Arenie, który w naszym artystycznym grafiku od lat zajmuje ważną pozycję. Tym razem oprócz Pędziwiatrowych pociech zaprosiliśmy roztańczone dzieci z Ukrainy, nad którymi Pędziwiatry objęły artystyczną opiekę a dyrekcja SP 34 przyjęła pod dach szkoły. Dzieci miały możliwość zaprezentowania się w tym ogromnym obiekcie między innymi obok utalentowanej Sary James. Mam nadzieję, że wszyscy radośnie zapamiętają ten dzień, do pięknych fotografii autorstwa Piotra Drzewieckiego miło będzie powrócić. „Kuchnia” sprawy jak zwykle obfitowała w niespodzianki różnego rodzaju, nie tylko akustyczne ale również romantyczne z elementami sensacyjnymi ale to pozostawię w „chmurze tajemnicy”.
Kolędowo, poświątecznie spotkaliśmy się z publicznością podczas dwóch koncertów zatytułowanych „Zima lubi dzieci najbardziej na świecie” w pobliskim Domu Kultury 502. Tej imprezie poświęciłam osobny wpis.
Kolejne roztańczone i rozśpiewane spotkanie zorganizowaliśmy w przemiłym przedszkolu, mieszczącym się przy ulicy Syrenki. Maluchy stanęły na wysokości zadania a ja byłam zaskoczona, jak chętnie Rodzice włączyli się do śpiewania świątecznych piosenek, pastorałek i kolęd. Harmonia brzmienia była pełna, mięsista – soprany, alty, tenory , basy, co oznacza, że do wokali ochoczo przystąpili również tatusiowe przedszkolaków.
Podczas ferii zimowych bawiliśmy się NIEBANALNIE KULTURALNIE - tańcząc, śpiewając, odkrywając akrobatyczne możliwości swojego ciała. Były zabawy aktorskie pod kierunkiem aktora Teatru Nowego w Łodzi, ćwiczenia baletowe, emisja głosu, granie na drewnianych łyżkach, zetknięcie z muzyką klasyczną, artystyczny kominek… słowem aktywny relaks.
Zwieńczeniem ferii zimowych był 31 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Termin wielce niefortunny bo po dwutygodniowej przerwie musieliśmy zaprezentować trzy części programu artystycznego w wykonaniu niemal wszystkich grup zespołu. Próba generalna , mocno ekstremalna, bo zbiegła się ze spontaniczną akcją rodziców uczniów SP 34, którzy w myśl naszej piosenki „Malowanie na parkanie” – „po co komu szare ściany i parkany, mury bure i ponure…i chodniki chodnikowe, i asfalty asfaltowe…trzeba tworzyć nowe światy kolorowe…” przez całą sobotę malowali naszą szkołę i tak przenikaliśmy się wzajemnie – my z wieszakami pełnymi kolorowych kostiumów, Rodzice z kubłami, pędzlami i śpiewem na ustach. Było dość karkołomnie ale obydwie strony pełniły swoją misję z pełnym poświęceniem.
Każdego roku od pierwszego koncertu gramy dla WOŚP. Doskonale pamiętam koncerty pod chmurką podczas siarczystych mrozów (wtedy to były zimy), choć wydekoltowani, zawsze z gorącymi sercami. Podczas 31 finału, w otoczeniu serdecznej publiczności zaprezentowały się Pędziwiatry z SP 34, SP 79, SP 184, SP 141, SP 152 , grupa ukraińska Nadzieja oraz najmłodsze Pędziwiatry przedszkolaki. Po dwutygodniowej przerwie od regularnych prób, pomimo niedoborów w różnych obsadach maluchy i starszaki temperamentem i jasną energią wypełniły scenę. Mam nadzieję, że po obydwu stronach estrady malowały się wyłącznie pozytywne impresje. To jest zawsze bardzo trudna impreza, trzeba dopilnować kompatybilności wielu spraw, a jak wiadomo , nawet najprecyzyjniej przygotowane clou sprawy zależy od okoliczności. A okoliczności lubią płatać spontaniczne, nieoczekiwane figle. Ubolewam, że wypadłam z roli fotografa, brakło rąk by chwycić sprzęt, który przygotowałam…ale człowiek wypełniony pozytywną adrenaliną staje się onnipotente, wszechmocny – lata z mikrofonem, tańcuje z maluchami, pilnuje ich, biega „na tyły”, zasiada za konsolą akustyka, ratuje imprezę kablem, który lubi tuż przed rozpoczęciem zaginąć. To jest taki rollercoaster , że po imprezie ciało i umysł nie potrafią przełączyć się na relaks, spokój, bezruch. Czując w sobie kipiącą lawę, wieczorem musiałam wyjść z domu i porządnie pobiegać, pomimo fatalnej pogody i skadinąd zmęczonych Pędzi bieganiną kończyn dolnych. WOŚP w SP 34 to chyba jedna z największych imprez w Łodzi, zawsze z radością celebrujemy końcowy efekt, w tym roku zebrana suma to 89 866,12 zł !!!
I na koniec pewna refleksja, zbudowana na wieloletnim doświadczeniu. Konfrontacja z publicznością generuje różne emocje, najczęściej te pozytywne. Rzetelnie przygotowany repertuar , oprawa muzyczna, kostiumowa , choreograficzna przyprawione dziecięcą radością i spontanicznością – nad tym pracuje z wielkim sercem grono oddanych tej niełatwej sztuce osób. Praca artystyczna z najmłodszymi jest niezwykle wymagająca, wymaga delikatności motyla i siły ze spiżu. Nie zamierzam żadnych aspektów ani gloryfikować ani krytykować , wiadomo, że w dużej zbiorowości będą zawsze różne opinie, skrajne zachowania. Generalnie, dodałabym do tego naszego artystycznego świata dawkę wzajemnej życzliwości, prostoduszności i galanterii. Codziennie, nie tylko od święta. Wówczas majestatycznie i niebanalnie będziemy czuć się każdego dnia w roku.