Mój flirt z Melpomeną.

października 25, 2022

G.Verdi, "La Traviata"

     Dziś, w rocznicę urodzin Goerges'a Bizeta i Johanna Straussa syna obchodzimy światowy dzień opery.  Mam bardzo dużo osobistych doświadczeń związanych z tą wielowymiarową i ponadczasową dziedziną sztuki. Znad  kubka wieczornej , imbirowej  herbaty dzielę się z Wami kilkoma spontanicznie wybranymi myślami, związanymi z tym najważniejszym dla mnie rodzajem teatru.

 

G.Verdi, "La Traviata"

 

 

Od dziecka lubiłam sobie „operowo pointonować”. Mama nie zabierała mnie na spektakle operowe ale śpiewanie to była codzienność. W domu, w szkole muzycznej , w zespole, na nagraniach w studio…śpiew przenikał wszystkie aktywności.  Kiedy zbliżał się dyplom w szkole muzycznej pierwszego stopnia, i stwierdzono , że mam – uwaga – płetwy pomiędzy palcami i na pewno do średniej szkoły muzycznej się nie dostanę – Mama wybrała się ze mną na lekcję do pani profesor od śpiewu operowego. Hmmm… owszem, lubiłam sobie pofolgować głosem na pełnej przeponie, bo wolumen robił wrażenie na koleżankach ale…nieeee….w szóstej klasie podstawówki opera była nawet dla mnie, kulturalnej i ułożonej uczennicy, „obciachem”. Powiedziałam pani profesor, że mam mutację, zadane do zaśpiewania ćwiczenia i wprawki zniekształciłam możliwie najbardziej. Mama się oczywiście mocno rozgniewała, pojechała z zespołem na festiwal. Na egzamin wstępny do szkoły średniej pojechał ze mną Tato, który zupełnie bez ciśnienia, znad gazety kontrolował sytuację czy weszłam, zagrałam, wyszłam. Reasumując, płetwy się chyba wchłonęły, bo egzamin zdałam pomyślnie. Pamiętam, że w nagrodę poszliśmy na zimny sok malinowy do Hotelu Grand, sok był niebotycznie drogi a ból gardła po spożyciu niebosiężnie długi.


P.Czajkowski, "Dama Pikowa"

 

 

Wymagania związane z klasą fortepianu i różne pedagogiczne perturbacje, których było po drodze bardzo dużo, sprawiły, że śpiew na chwilę odłożyłam na półkę. W szkole spędzało się wiele godzin na tzw. „ćwiczeniówkach” przygotowując fortepianowy repertuar.   Przez ścianę koleżanki „dopieszczały” wprawki (Nicola Vaccai) , pieśni, fragmenty operetkowe.  Był moment, że mocno trendy zrobiło się uczęszczanie instrumentalistów na lekcje emisji głosu do pedagogów od śpiewu…no i kuszące było to, że koleżanki z wydziału wokalnego miały dużo wolnego czasu, który spędzały  na  długich dysputach w cudownym, szkolnym bufecie.

 Najmocniej wgryzłam się w temat, kiedy jedna z  moich przyjaciółek -  pianistek rozpoczęła przygodę ze śpiewem. W słynnej  sali Szkoły Muzycznej  przy ul.Jaracza, 217 a później 221, klasie naszej ukochanej profesor fortepianu, spotykałyśmy się by uzupełnić „baterie” mocną kawą i zupką chińską.  Rozśpiewana Przyjaciółka zawsze miała „na warsztacie” jakiś newralgiczny fragment utworu, (najbardziej utkwił mi fragment pieśni  S.Moniuszki „Dwie zorze” – „jasna zorzeńka, boża służeńka, Niech sobie świeci Bogu. A mnie niech kocha moja dzieweńka, Ot tak, jak stoi w progu”…. i ten próg wielokrotnie powtarzany  nawet podczas poprawiania makijażu imprezowego po „ćwiczeniówce” …wybudził  mnie   z wokalnej śpiączki i czym prędzej na teren strun głosowych powróciłam. 


 

      

F.Loewe, "My fair lady"

  • Niestety  wolnego czasu na bufetowe dysputy nie zrobiło się więcej ale  było pięknie, twórczo, czasem bardzo smutno bo nagle straciam uwielbianą profesor śpiewu, wspaniałą artystkę Teatru Wielkiego w Łodzi.

                           Teatr Wielki w Łodzi natomiast , przez pewien czas był moją przystanią, bynajmniej nie cichą, ale miałam wielką przyjemność poznać  operową podszewkę jak i fasadę tej instytucji . Poznałam wyjątkowe, wybitne postacie tego świata – śpiewaków,tancerzy, muzyków, dyrygentów, reżyserów, scenografów. Mam to szczęście, że moje wspomnienia sięgają do dzieciństwa, bo z zespołem , w którym się wychowałam  współpracowało wielu artystów łódzkiej opery i baletu.



Najbardziej wyraziste wspomnienie związane jest z solistką łódzkiego baletu, wybitną reżyserką spektakli operowych, która robiła choreografie dla zespołu na uroczysty koncert inaugurujący otwarcie Szpitala Centrum Matki Polki w Łodzi. Przygotowywaliśmy specjalnie napisane dla nas piosenki „Bajka dla mamy”, „Ojciec Wirgiliusz”, robiliśmy tło Krzysztofowi Antkowiakowi, do którego wzdychały wszystkie dziewczyny w Polsce . Pech chciał, że dzień wcześniej na lekcji WF były skoki w dal i ja w swoich kończynach miałam pokaźne zakwasy, a choreografia maestry wymagała ponadnormalnej ilości przykucnięć.  Dawałam radę przykucnąć co trzeci raz…była afera, że córka kierowniczki, że się obija….itp .Padły baaaardzo ostre słowa , no ale to pani z teatru, w dodatku Wielkiego, trzeba było podejść do tematu z pokorą… tej pokory dziś brak w szerokich kręgach…ale to temat na inny wpis.


 



 Codzienność teatralna bywa trudna, nieznośna, nieprzewidywalna. Generalnie to trudny świat, tworzą go ludzie bardzo wrażliwi, egocentryczni a jednocześnie  to materia , w której  bez konsensusu nie osiągnie się celu. Bywa, że jakikolwiek alians w tej świątyni sztuki jest nieosiągalny. Ubolewam nad tym , bo na pewno traci na tym  sztuka i przede wszystkim człowiek. Mnie udało się przejść suchą stopą przez wszelkie wewnątrzteatralne  powodzie ale wiem od kolegów, że wielu artystów, pięknych ludzi, teatr mocno poranił.

W tym szczególnym, dedykowanym teatrowi operowemu dniu życzę Ludziom Opery spokoju, twórczej atmosfery, mądrych włodarzy zarządzających  muzycznymi  instytucjami.   „Opera nie da się zabrać żadnej wojnie” – tak  piękną myśl wyraził pan  Jacek  Jekiel, wiceprezes Stowarzyszenia Dyrektorów Teatrów, dyrektor Opery na Zamku w Szczecinie. Tym bardziej w obliczu dramatycznych wydarzeń świata, wyciszmy, zakończmy wewnętrzne wojenki i zwaśnione tygle wywindowanych absurdalnie pretensji i kłótni. Jak napisał pan dyrektor „Opera to  Obcowanie, Odwaga, Oświecenie, Odczucia, Otwartość. A teraz przede wszystkim to Obietnica lepszego jutra.”

 

 

 

 

 

Zobacz także

0 comments